Po wypiciu trzech kubków owocowej herbatki poczułam się senna przez co zupełnie zapomniałam o istniejącej sytuacji i postanowiłam się zdrzemnąć. Położyłam się na sofie i przykryłam kremowym kocem mamy. Jego zapach był przesiąknięty jej perfumami co od razu przypomniało mi o jej delegacji z ojcem. Zaczęłam się ponownie denerwować, na myśl, że zostaję w domu sama na noc. Nie dawało mi to spokoju dlatego wstałam i kręciłam się po salonie bez sensu.
Dom był starym budynkiem, który ojciec
dostał w
spadku po jego matce. Skrzypiąca podłoga i drzwi były jego wizytówką. Wszystko tutaj było stare, nadające się według
matki na antyk. W salonie znajdowała się brązowa
sofa obok, której stał do kompletu fotel. Telewizor wisiał nad kominkiem, który znajdował się
naprzeciwko sofy i małego stoliczka, a na kominku stały zdjęcia
rodzinne, starodawny zegar nadający się również według
matki na antyk i mała figurka stalowego rycerzyka z tarczą i
mieczem ze szkła. Naprzeciwko kominka stał kredens ze stłuczoną szybą, a
obok niego postawiona była komoda i taboret na którym stał niebieski wazon od babci. Okna
były zasłonięte zasłonami,
które dostali rodzice w prezencie od mamy ojca w dniu rocznicy ich ślubu. Idealnie
pasowały do
dywanu który zajmował 3/4 podłogi.
Dłuższą chwilę
jeszcze wędrowałam
nerwowo po pokoju. Dopóki przez moje rozgorączkowanie nie potrąciłam
niebieskiego wazonu Niestety przez moją nie uwagę nie zdążyłam go złapać.
Wydawało mi się, że
spadnie na dywan, ale jednak myliłam się. Wazon
od babci spadł spotykając się z panelami, które tylko przyczyniły się do stłuczenia
wazonu. Zbierając szczątki rodzinnej pamiątki po babci, dostrzegłam w nim z łyżeczkę dwie
białego
proszku. Na początku uznałam, że to wazon się skruszył, ale jednak to nie było to.
Ścierając gwałtownie
dłonią
proszek na podłogę z resztek wazonu skaleczyłam się. Zawsze
byłam
nadwrażliwa na
widok krwi, gdy tylko ją widziałam zawsze kręciło mi się w głowie i doprowadzało mnie to do mdłości. Jednak tym razem zawroty głowy były
silniejsze niż zwykłe. Postanowiłam natychmiast wszystko zostawić na ziemi i pobiec przemyć ranę,
jednak nie było to takie proste. Wstałam ale nie byłam
wstanie biec dlatego wolnym krokiem kierowałam się w
stronę łazienki.
W pewnym momencie nogi same zaczęły mi się plątać i nie
wiedząc kiedy
znalazłam się
brzuchem na podłodze. Odczekałam chwile aby zawroty ustały. Kiedy to nastąpiło
opierając się o ścianę dłońmi doszłam do łazienki.
Wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego, że ubrudziłam krwią ścianę. Dopiero kiedy wyszłam z łazienki
już z zawiązaną dość
niezdarnie bandażem ręką, dostrzegłam czerwone plamy na białych ścianach,
które zrobiłam
próbując dojść do łazienki.
Ciężko wzdychając sięgnęłam po
szmatkę leżącą na
szafeczce obok będącą obok mnie i energicznie próbowałam zetrzeć plamy.
Jednak próbując na wiele sposób zabrudzenie
wcale nie chciało zejść, co więcej rozmazało się przez co ściana wyglądała jeszcze gorzej. Nic nie przychodziło mi do głowy jak
mogłabym się tego
pozbyć dopóki
nie dostrzegłam młotka będącego również na tej samej półce. Sięgnęłam po niego i zaczęłam poszukiwania reszty sprzętu. Po chwili znalazłam w
domu jakieś stare
zdjęcia w
ramce i gwoździe.
Powiesiłam pamiątki w
taki sposób aby zakryć największe plamy, a te mniejsze pomalowałam farbką, którą znalazłam w
pracowni mojej mamy.
Moja mama jest wielką
artystką. Ma
swój gabinet, w którym znajdują się same obrazy, farby, pędzle, płótna,
sztalugi i zaczęte prace. Bardzo rzadko pozwala tam wchodzić
komukolwiek. Wszystko co ona tworzy jest dla mnie i dla wielu osób arcydziełem. Mogłaby
nawet stworzyć jakąś wystawę swoich kolekcji, jednak ona sama nie jest za bardzo przekonana co
do tego pomysłu.
Kiedy kończyłam
zamalowywać
ostatnią plamkę na ścianie
do drzwi zadzwonił dzwonek. Idąc aby otworzyć, chowałam po drodze przedmioty, które były mi wcześniej
potrzebne. W końcu dotarłam do nich i otworzyłam je. W wierzejach stał
zaczerwieniony i zmachany Steve tak jakby biegł jakiś spory
kawałek
drogi. Bardzo zadowolona z jego wizyty radośnie wpuściłam go
do domu i zaprosiłam do salonu.
Proponując mu
gorącą herbatę zapytałam :
- Tak zimno jest na zewnątrz?
- Nie, praktycznie wcale.
Dlaczego pytasz?
- Jesteś cały
czerwony, w szczególności uszy.
- Podobno czerwone uszy
pojawiają się u człowieka
kiedy to ktoś inny o nim myśli, a więc… - Zatrzymał podejrzliwie.
- A więc co –
Zapytałam.
- A więc myślałaś o mnie
prawda?
Parsknęłam śmiechem
podając
mu kubek herbaty.
- Zabawny jesteś wiesz?
Steve uśmiechnął się biorąc ode
mnie ciepły napój
po czym dodał :
- Wiem, że
milczenie znaczy „tak”, a Ty zamilkłaś.
Zaśmiałam się
ponownie co odwzajemnił Steve. Po czym poszłam do kuchni po swój kubek
herbaty, a ponieważ kuchnia z salonem były połączone i
oddzielała je tylko
pół-ściana
nie miałam
daleko.
Steve zaczął chodzić po
salonie i oglądać różne przedmioty. W końcu podszedł do
niedawno powieszonych przeze mnie pamiątkowych zdjęć na ścianie
korytarzu. Zapytał kim jest ta malutka dziewczyna z pluszowym krokodylem na zdjęciu.
Kierując się w jego
stronę z
herbatą oparłam mu, że to
mój wizerunek w wieku 5 lat. Kiedy chciał je zdjąć aby
lepiej się mu
przyjrzeć, szybciej
niż pomyślałam, załapałam go
za ramie i w między czasie prosząc aby go nie zdejmował, ze względu na
lata ramki, która może się ze starości rozpaść. Oczywiste jednak było to kłamstwo,
nie chciałam aby
odkrył te
plamy krwi na ścianie.
Odwracając się w moją stronę, Steve
dopiero wtedy zwrócił dokładniej uwagę na moją zabandażowaną dłoń. Zauważając, że powoli przecieka przez opatrunek krew, nie dając dojść mi do
słowa, każde
zaprowadzić go do łazienki
gdzie omył,
zdezynfekował (co nie przyszło mi wcześniej do głowy) rękę i na nowo zabandażował świeżym bandażem.
- Bardzo Ci dziękuję –
Powiedziałam uśmiechają się do
Steve.
- Ależ nie ma
za co naprawdę, dla mnie to nic wielkiego.
- Uwierz mi jest za co. Ja na
krew nie jestem wstanie patrzeć
- Czyżby
chemofobia? – Zapytał, kładąc krękę na moim ramieniu.
- Tak, coś w tym
stylu. Nie byłby ze mnie dobry lekarz.
- Rozumiem. Ze mną jest
odwrotnie. Mój ojciec jest lekarzem i w przyszłości i chce iść z w
jego ślady.
- W takim razie masz powód do
dumny – Uśmiechnęłam się znowu.
- Można tak
powiedzieć –
Odparł.
Steve opuścił głowę zupełnie tak
jakby nagle otrzymał jakąś smutną wiadomość. Gdy chciałam się już zapytać czy wszystko w porządku, jego wzrok powędrował do cały czas
leżącego
wazonu rozbitego na podłodze.
- Stłukł Ci się wazon!
– Stwierdził nagle
bardziej ożywiony.
- Tak i sprzątając
skaleczyłam rękę, którą
opatrzyłeś.
- W takim razie pozbieram to za
Ciebie, daj mi tylko jakąś szufelkę i zmiotkę – Uśmiechnął się i od razu poszedł w miejsce gdzie leżał wazon, przez co odebrał mi możliwość
zatrzymania go.
Kiedy już znalazłam to o
co mnie poprosił skierowałam się w jego kierunku. Nagle wszystko wokół zaczęło się kręcić. Było mi słabo, a
obraz był coraz
ciemniejszy aż w końcu nic już nie widziałam i upadłam na podłogę. Słyszałam tylko coraz cichszy głos Steve wołający :
„Jessicka! Jessicka!”.
-----------------------------------------------------------------------------------
Heyka Kochani!
Kolejny rozdział i nasuwają się kolejne pytania,
Kolejny rozdział i nasuwają się kolejne pytania,
jak Wam się podobał rozdział?
Wciągnął Was czy raczej zanudził?
Wciągnął Was czy raczej zanudził?
Suuuperrr !
OdpowiedzUsuńHahaha niezle!!!
OdpowiedzUsuń