Po dłuższej
chwili ocknęłam się. Przecierając twarz odruchowo ręką. Czułam się senna
i bardzo głodna. Podniosłam się ostrożnie i
chciałam już wstać gdy nagle podleciał do
mnie ciemno włosy chłopak z herbatą, który za wszelką cenę nie
pozwolił mi wstać. Położył napój na stoliczku obok, prosząc abym
położyła się z powrotem. Nie zamierzałam się
przeciwstawiać dlatego grzecznie położyłam się i
zapytałam :
- Co się stało?
- Zemdlałaś
- Kiedy to było? –
zapytałam ponownie.
- Przed chwilą, jakieś piętnaście
minut temu, pamiętasz coś?
- Jakoś nie za
bardzo. Wiem tylko, że szukałam
zmiotki i szufelki dla Ciebie, a dalej już nic
nie pamiętam – powiedziałam zamyślona.
- Wazon, a no właśnie. Cały czas
leży na podłodze nie sprzątnąłem go,
a miałem taki zamiar lecz byłem zbyt
zajęty Tobą. – Uśmiechnął się.
- Mną?
- Tak, Tobą.
Zmieniłem Twój bandaż ponownie na dłoni i
zrobiłem
Ci zimne okłady na
głowę. Byłaś bardzo rozpalona przez coś.
- Raczej przez kogoś… –
poprawiając go, zaśmiałam się cichutko.
- Ale widzę, że
poczucie humoru Ci dopisuje, więc nie
jest z Tobą
jeszcze aż tak źle – klepnął mnie dla żartów w kolano.
- J-ja na-prawdę nic
nie pamiętam. Mam pustkę w głowie. – Zająkałam się,
zmieniając szybko temat.
- Nie przejmuj się. Będzie
dobrze, obiecuję. Zaraz przyjedzie pogotowie i Cię zbada
– Dodał.
- Pogotowie?! Ale po co,
przecież nic mi nie jest! – podniosłam ton.
- Nic Ci nie jest, a zęby byś
rozwaliła o podłogę mdlejąc … -
zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne
– odpowiedziałam ironicznie.
- Spokojnie, rozumiem, że możesz się bać, ale
jestem z Tobą – pocieszył mnie.
To
fakt nie lubię lekarzy, szpitalu ani nic co związane z
medycyną. Mam do tego ogromna słabość i sama
nazwa pogotowia wzbudza we mnie niepokój.
- Napij się
herbaty z melisą zaparzyłem specjalnie dla Ciebie – powiedział podając mi
niebieski kubek.
- Steve… chciałam Ci
podziękować, za pomoc i to, że tu jesteś. Ale
skąd się wziąłeś w moim domu? – Zapytałam.
- Jeszcze przed chwilą pamiętałaś, że niosłaś mi przyrządy do
sprzątnięcia wazonu, a teraz nie pamiętasz jak wpuściłaś mnie do domu? – Zdziwiony złapał się za tył głowy aby
się
podrapać.
- Wpuściłam?
- Przyszedłem po
Ciebie tak jak obiecałem, mieliśmy iść do mnie na grilla. Na pewno dobrze się czujesz?
- Chyba tak tylko głowa mnie boli.
- Zrobię Ci nowy okład i opowiem Ci o tym grillu.
- Grilla… Grilla noo tak faktycznie pamiętam,
zapraszałeś mnie dzisiaj rano, ale i tak nie pamiętam, żebyś po
mnie przychodził – Skrzywiłam
usta.
- To ja zrobię Ci ten okład lepiej, poczekaj zaraz
wymienię wodę.
- Nie, nie trzeba wszystko w
porządku
naprawdę, dziękuję.
- Nie byłbym tego taki pewny.
Steve wstał i miał już zamiar pójść po świeżą wodę do łazienki gdy nagle do drzwi
zadzwonił dzwonek. Było to pogotowie, które wbiegło gdy
tylko chłopak otworzył im drzwi. Obaczyli mnie ze wszystkich stron i zaczęli
zadawać mi ogromną ilość pytań, które i tak wiele razy się
powtarzały, ale przymknęłam na to oko i odpowiadałam
dalej udając, że tego nie zauważyłam.
Lekarze uznali, że muszą mnie wziąć na jeden dzień do szpitala na badania, aby
sprawdzić czy na pewno ze mną jest
wszystko w porządku.
Jeden z
lekarzy chwile rozmawiał z Steve’m. Wziął od niego wszelakie informacje
jakie potrzebował. Po czym gdy tylko się dowiedział, że
przecięłam się odłamkiem
wazonu pokrytym jakimś prochem
stwierdził, że trzeba wezwać
specjalistów aby zorientowali się co to dokładnie
jest skoro ani Steve ani ja nie mieliśmy pojęcia. Może być to
przyczyna mojego zemdlenia. Karetka wzięła mnie
do szpitala, a chłopak czekał na przyjazd specjalistów i moich rodziców aby wszystko im wytłumaczyć.
- Spokojnie Jess będzie
dobrze, jestem z Tobą – powiedział cicho do siebie, a następnie
zamykając drzwi za lekarzami usiadł załamany
na sofie.
Chłopak nie mógł usiedzieć na miejscu dlatego zaczął szwendać się po salonie i kuchni w te i
nazad. Podczas swojej bezsensownej wędrówki zauważył jakiś numer telefonu przypięty magnesikiem do lodówki. Był to kontakt do rodziców Jess.
Natychmiast postanowił do nich
zadzwonić ze swojego telefonu, ponieważ nie
widział jak długo będzie musiał na nich czekać. O dziwo dodzwonił się za
pierwszym razem.
Chłopak
trochę nieśmiało przywitał się :
- Dzień, dobry
nazywam się Steve Laster, jestem kolegą Państwa
córki, a zarazem sąsiadem.
- Witam. – Odpowiedział, gruby
męski głos, po drugiej stronie słuchawki.
– O co chodzi ? – dodał mężczyzna po chwili.
- Chciałem
powiedzieć iż Pana córka właśnie
zabrała karetka do szpitala i …
- Przepraszam ale nie mam czasu
na zabawy mam bardzo dużo spraw do załatwienia – Przerwał mu.
- Ale… - chciał dokończyć Steve.
- Proszę
zadzwonić, jutro, a będę dla Pana dyspozycji. Do usłyszenia.
– Przerwał ponownie i szybko rozłączył się nawet
nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć.
- Do widzenia… – Odpowiedział cicho
chłopak, do głuchej już słuchawki.
Steve
był zdumiony ponieważ, nie spodziewał się takiej
reakcji. Usiadł na sofie i powoli analizował
sytuację. Długo rozmyślał co się stało, ale nie mogło dojść do
niego zachowanie tego człowieka. Był w obłędzie i furii, która plątała
jeszcze bardziej jego myśli.
Chłopak rozumiał fakt, że każdy może mieć zły dzień, ale nie rozumiał tego, jak można zachować się w tak lekceważący sposób. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ojciec nie interesuje się losami własnej córki, w szczególności kiedy los nie był szczęśliwą dolą. Może pomyślał, że to jakiś dowcip, ale Steve’owi nawet przez
myśl nie
przyszła taka
opcja. Cały czas
obrzucał mężczyznę wyrzutami i cały czas starał się zrozumieć jego podejście, jednak bez skutku.
W
końcu wycieńczony
całą nienormalna dla niego sprawą wstał i
poszedł do łazienki obmyć twarz wodą dla rozluźnienia. Szukając ręcznika
w łazience, zajrzał do jakiejś
szafki. Nie chcący zrzucił kosmetyczkę, z
której wysypały się woreczki z tabletkami, a w
niektórych z proszkiem w środku. Chłopak zdziwił się i zbierając z ziemi rozsypaną zawartość kosmetyczki usłyszał dzwonek do drzwi. Wziął ze sobą wszystko i poszedł otworzyć. W drzwiach stali specjaliści na których czekał wraz z policja, którą również wpuścił do środka. Opowiedział, całą zaistniałą sytuację, a na koniec przekazał im dodatkowo kosmetyczkę, którą znalazł w łazience. Policja wzięła od chłopaka podręczną torebeczkę, a specjaliści, zabrali próbki z ziemi
gdzie rozbił się wazon razem z białym proszkiem. Po całej akcji, gdy wszyscy opuścili dom zaczął padać deszcz. Steve nie zważając na pogodę najmniejszej uwagi postanowił przewietrzyć się.
-----------------------------------------------------------------------------------
Hey Moi Drodzy!
Czy podoba się Wam kolejny rozdział?
Jeżeli tylko chcesz podzielić się wrażeniami możesz wyraź
Czy podoba się Wam kolejny rozdział?
Jeżeli tylko chcesz podzielić się wrażeniami możesz wyraź
swoje odczucia zostawiając komentarz pod rozdziałem.
Smutne ale bardzo fajne
OdpowiedzUsuń