Dzisiaj
rano na śniadaniu
nie mogłam
niczego przełknąć. Dlatego gdy tylko zbudziłam się i mój
mózg powrócił z fantazyjnego snu do realnego świata wybrałam się na
spacer. Codziennie o tej samej porze wędruje sobie znanymi mi dróżkami po
wiosce lecz tym razem z pustym żołądkiem. Lubię
zaczerpnąć świeżego
powietrza na nowy dzień. Taki spacer ukaja moją duszę, dzięki
czemu potrafię się wyciszyć i zebrać swoje poplątane myśli. Czasem każdy musi pobyć trochę sam i poukładać sobie rzeczy w głowie, dlatego na taką przechadzkę
wybieram się zawsze sama.
Moja poranna wyprawa prócz dojścia nad
rzekę składa się również z
odwiedzenia pewnego domu, a raczej tylko przejścia obok niego. Celowo mijam go
każdego
dnia, aby kogoś ujrzeć. Domostwo to znajduje się na mojej ulicy, a tak dokładniej
7 domów dalej od mojej skromniutkiej siedziby. Mieszka tam pewien chłopak ze
swoimi rodzicami i młodszą siostrą. Przyznam, że wywarł na mnie ogromne wrażenie i wydaję się być dobrym
człowiekiem.
Zawsze jak na niego spojrzę uśmiecha się do mnie, co sprawia, że od razu poprawia mi się humor.
W jego oczach i uśmiechu jest coś magnetyzującego przez co trudno oderwać wzrok. W sumie nie wiem jak ma
na imię, ale
wkrótce mam nadzieję, że jakoś się dowiem. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że
zawsze widuje go o jednej i tej samej porze - zupełnie,
tak jakby czekał... kiedyś myślałam, że jest to zwykły zbieg okoliczności, ale zmieniłam zdanie, gdy tylko zaczęłam spotykać go
praktycznie codziennie. Dzisiaj jednak go nie było, przez co poczułam się trochę
zawiedziona. W każdym bądź razie postanowiłam kontynuować dalej swoją wyprawę.
Z opuszczoną i zamyśloną głową,
wolnym krokiem zbliżałam się do oczekiwanego jak co ranek celu. Nagle z ni z tego ni z owego,
przed moim nosem zatrzymał się z piskiem jakiś rower. Podniosłam delikatnie wzrok i spostrzegłam iż na
rowerze siedział chłopak. Od razu zorientowałam się, że to młodzieniec
z domu, który celowo mijałam.
Uśmiechnął się jak zawsze i popatrzył się na
mnie jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili jednak odważył się i rzekł :
- Cześć.
- Emm…
- zająkałam się.
-
…Steve, ma na imię Steve – przerwał mi po czym, ponownie oczarował mnie swoimi błękitnymi
oczami.
- Miło mi,
ja jestem…
-
Jessica, tak wiem – przerwał mi ponownie.
-S-skąd znasz
moje imię ?
-Wiem o
Tobie dość dużo –
odpowiedział stanowczo.
- Ale
skąd ? -
Zapytałam
ponownie.
- Ładna
dzisiaj pogoda wręcz idealna na przejażdżkę rowerem. – Zmienił
natychmiast temat.
Nagle
posmutniałam i popatrzywszy się w niebo, zaczęłam
obserwować chmury, które nie zapowiadały tak cudownej pogody. Nie
odpowiedziałam mu przez co nagle nastała krótka cisza.
Po
pewnym czasie, ciemno włosy osobnik oblał się wodą z butelki twierdząc, że jest mu zbyt gorąco. Następnie "niby" nie chcący jak on to uznał, oblał i mnie
przez co trochę mnie rozweselił. Gdy zauważył, że poprawił mi humor na nowo zaczął temat :
- Widuję Cię tutaj
codziennie, przechodzisz koło mojego domu po czym wędrujesz cichutko nad rzekę.
-
Faktycznie – Przytaknęłam.
- Ja właśnie stamtąd wracam i zaraz będę robić grilla razem z moim tatą, może
przyjdziesz? – Zaproponował mi.
- Na
grilla, ja... - niespokojnie przełknęłam ślinę - chętnie
przyjdę - dokończyłam nerwowo.
-
Dobrze, w takim razie przyjdę po Ciebie po południu do domu.
- P-po
mnie? D-do domu? - Podnosząc wzrok zdziwiłam się.
- No
tak, ale jeżeli to jakiś problem to...
- Nie, nie... żaden problem - przerwałam tym razem ja.
- Na pewno, znasz mój adres ? - Zapytałam,
nadal nie co zdziwiona.
- Oczywiście, że znam. Mówiłem Ci już, że wiem o Tobie sporo – Stwierdził pewnie, a następnie spojrzał głęboko w moje oczy.
- Oczywiście, że znam. Mówiłem Ci już, że wiem o Tobie sporo – Stwierdził pewnie, a następnie spojrzał głęboko w moje oczy.
- Tak,
mówiłeś… -
Odparłam po
czym opuściłam głowę, aby
uniknąć jego
przenikliwych źrenic.
- Ja, ja powinnam już iść...
muszę coś
jeszcze zrobić
- Tak, wiem ...
- Wiesz ? - Wtrąciłam.
- Uśmiechnij
się i do
zobaczenia później – Wyminął automatycznie moje pytanie po czym odjechał jak
gdyby nic, przez co nawet nie zdążyłam się z nim
pożegnać.
Stałam w tym samym miejscu, w którym mnie zostawił i
obserwowałam go dopóki nie skręcił w swoją uliczkę. Gdy
zniknął z
moich oczu, nagle zorientowałam się, że kropi deszcz, z chwilami coraz bardziej i bardziej. Zarzuciłam więc kurtkę na głowę i pobiegłam w
stronę mostu
pod którym się schowałam. Pogoda zepsuła mi wyprawę nad rzekę, ale i tak byłam bardzo zadowolona z mojej tak krótkiej wyprawy. Deszcz długo nie
dawał za
wygraną, więc po
pewnym czasie postanowiłam po prostu wrócić do domu.
Gdy dotarłam cała mokrusieńka do domu dopiero wtedy zorientowałam się, że skoro
tak bardzo pada deszcz to grill ze Steve’em i jego tatą
zostanie odwołany. Opanował mnie mały smutek, bo bardzo cieszyłam się z tego
zaproszenia. Przebrałam się w suche ubrania po czym zaparzyłam sobie ciepłą herbatę.
Oczywiście w domu nikogo nie było, a jeszcze jak wychodziłam rodzice byli. Zawsze ich nie ma wtedy kiedy trzeba i przez to ciągle jestem sama. Czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa albo jakiegoś zwierzątka w domu, przynajmniej byłoby mi choć troszkę raźniej. Zapewne wrócą wieczorem jak zawsze i pójdą spać przez co znowu nie porozmawiamy...
Oczywiście w domu nikogo nie było, a jeszcze jak wychodziłam rodzice byli. Zawsze ich nie ma wtedy kiedy trzeba i przez to ciągle jestem sama. Czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa albo jakiegoś zwierzątka w domu, przynajmniej byłoby mi choć troszkę raźniej. Zapewne wrócą wieczorem jak zawsze i pójdą spać przez co znowu nie porozmawiamy...
Usiadłam na sofie z gorącym kubkiem owocowej herbatki, a następnie
zamierzałam
obejrzeć jakiś film w
telewizji. Kiedy sięgałam po pilota spostrzegłam, że obok
niego leży jakiś liścik.
Wzięłam go
do ręki i
zamierzałam go
przeczytać kiedy naglę do drzwi zadzwonił dzwonek. Wybita z rytmu ciekawości zawartości
karteczki wstałam niechętnie z sofy i poszłam otworzyć przybyszowi. Do wierzei dobijał się
listonosz, który dał mi jakąś paczkę. Przywitałam się, podpisałam kwitek i pożegnałam się. Mówiąc krótko, szybko i zwinnie. Niestety w naszej okolicy nie ma
zbytnio z kim porozmawiać, nawet z listonoszem. W sumie nawet jakby już się ktoś znalazł do
rozmowy to nie ma żadnego tematu. Możliwe, że to ze mną jest coś nie tak…
Jeszcze
bardziej zaciekawił mnie
mały
pakunek jaki dostałam.
Usiadłam
razem z nim na sofie i zaczęłam z
niecierpliwością go
otwierać. W środku był biały miś z karteczką „Uśmiechnij się, grill oczywiście odbędzie się zgodnie z obietnicą, bez względu na pogodę. Niebawem będę. Ps: Przygotuj się na małą niespodziankę”. Nie podpisano, ale wiedziałam, że był to
Steve. Po przeczytaniu znowu zostałam osłupiona
wrażeniami.
Gdy jednak doszłam do
siebie dopadł mnie śmiech. Czy nie mógł do mnie przyjść i powiedzieć mi tego osobiście? Musiał wysyłać karteczkę i… białego misia? Dlaczego akurat
misia, w dodatku białego?
Przyznam, że od
razu poprawił mi się humor. Pudełko położyłam na
kredensie, a misia posadziłam na
fotel.
Sięgnęłam po karteczkę, którą miałam już wcześniej przeczytać. Podpisana była „Rodzice do Jess”. W sumie
mogłam się tego spodziewać. W środku mama z tatą tłumaczyli, iż musieli pilnie wyjechać na jeden dzień z powodu jakiegoś ważnego zlecenia. Nie napisali
konkretnie jakiego, ale wtrącili wątek, żebym się nie martwiła i że przyjadą jutro po południu. Trochę zaskoczyła mnie ta wiadomość, a zarazem nie zrobiła na mnie zbyt dużego wrażenia. Może dlatego, że coraz częściej nie ma ich w domu i gdzieś wyjeżdżają.
Jednak przeszedł mnie
dreszczyk negatywnych emocji, ponieważ jeszcze nigdy wcześniej nie były to
wyjazdy dla których musiałam
zostać sama
na noc w domu... Skoro zostawili mi ten mini list to znaczy, że rano podczas naszego
wspólnego śniadania musieli jeszcze o tym
całym
dekrecie nie wiedzieć
inaczej by mi powiedzieli...
Sytuacja ta sprawiła iż zamyślenie tą sprawą oplątało mój umysł w taki sposób, że długo nie wiedziałam jak zareagować na to wszystko. Bez wątpienia dzwoniłam do nich nie jeden raz, ale
jak nie odbierali, to telefon był poza zasięgiem
lub jeszcze włączała się poczta głosowa. Nie co zlękłam się, bo
czułam się taka
bezradna jak zawsze w podobnych sytuacjach. Jednak poprawił mi się nie co
humor gdy tylko spojrzałam na
białego
misia siedzącego naprzeciwko mnie.
-----------------------------------------------------------------------------------
Heyka Wszystkim!
Oto i pierwszy rozdział opowiadania Lustrzana Rzeczywistość.
Co o nim sądzicie? Jak się Wam podobał?
Bardzo fajne ;3 czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńWyciągajace i bardzo fajne polecam i czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa chce już 2 rozdział ! Pierwszy jest supeeerr !
OdpowiedzUsuńSuuper jest bardzo gorąco polecam !
OdpowiedzUsuńSuper. Bardzo ciekawe i wciagajace.
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuń